środa, 23 października 2013

Phantom-gol Kiesslinga i mój głos w sprawie technologicznych nowości w futbolu

Foto:forzaitalianfootball.com

Za nami kolejny pasjonujący piłkarski weekend na europejskich stadionach. Wysoki poziom futbolowych wrażeń zapewniły między innymi efektowne zwycięstwa Romy z Napoli, Lecha z Lechią, czy też Realu z Malagą. Nie obyło się także bez niespodzianek. Punkty stracił Manchester United, który tylko zremisował na Old Trafford z Southampton 1:1. Z rywalem nie uporała się także Barcelona, której mecz w Pampelunie z miejscową Osasuną zakończył się wynikiem 0:0. Z kolei sensacyjną porażkę odnieśli, będących ostatnio w wyśmienitej formie, piłkarze Atletico Madryt, którzy ulegli na wyjeździe Espanyolowi 0:1 po samobójczej bramce Thibaut Courtois.

Jednak tematem numer jeden stał się mecz Hoffenheim z Bayerem Leverkusen i wydarzenie z 70 minuty, kiedy prowadzący spotkanie sędzia Felix Brych zaliczył bramkę Stefana Kiesslinga, który posłał piłkę głową … w boczną siatkę. Ta zaś odbiła się od bandy i przez dziurę znalazła się w bramce. Sam strzelec początkowo złapał się za głowę, chwilę później natomiast … zaczął przyjmować gratulacje od kolegów z zespołu. Aptekarze ostatecznie pokonali drużynę z Sinsheim 2:1, a spotkanie zakończyło się w atmosferze skandalu.

O całej sprawie wypowiedziało się już wiele osób w tym trenerów, działaczy, a także samych piłkarzy. Szkoleniowiec drużyny Hoffenheim, Markus Gisdol, stwierdził, że mecz powinien zostać powtórzony. Z kolei opiekun zespołu z Leverkusen, Sami Hyypia, zaznaczył, że zwycięstwo odniesione w ten sposób jest dla niego nieprzyjemne, ale ostatecznie wszelkie decyzje na boisku podejmuje arbiter. Ten zaś bronił się, że dla niego sytuacja nie budziła zastrzeżeń. „Zobaczyłem reakcje zawodników… nikt nie powiedział mi, że piłka nie wpadła do bramki. Wymieniłem się opiniami ze Stefanem Kiesslingiem, on także nie zaprzeczył” – powiedział Brych po końcowym gwizdku. Wątpliwość rodzi natomiast postawa samego strzelca, który po prawda po spotkaniu oświadczył, iż w pierwszej zawahał się, czy piłka po jego uderzeniu zmierzała w światło bramki, później jednak, widząc futbolówkę w siatce, uniósł ręce w geście triumfu.

Trudno jest mi uwierzyć w argumentację Niemca. Z powtórek jednoznacznie wynika, że w chwili strzału jego wzrok utkwiony był w piłkę, a gdy ta trafiła w boczną siatkę, zawodnik złapał się za głowę. Nie zamierzam jednak dalej rozwodzić się nad wymiarem etycznym boiskowego zachowania Kiesslinga. Ubolewam natomiast, że po raz kolejny, ewidentny błąd sędziego wypaczył wynik sportowej rywalizacji. Niestety nie był to milimetrowy spalony, którego nie zauważył arbiter boczny, czy gol strzelony niewidzialną ręką, który umknął uwagi głównego, tylko wyraźne uderzenie głową obok bramki.

W wypadkach takich jak ten, coraz mocniej utwierdzam się w przekonaniu, że piłka nożna powinna pójść śladem innych dyscyplin sportowych i zdecydować się na możliwość oglądania przez prowadzących spotkania (lub specjalnie oddelegowanych do tego osób), powtórek kontrowersyjnych sytuacji. Anulowanie początkowo uznanych bramek nie jest niczym nowym chociażby dla fanów hokeja na lodzie. W tenisie grającym zawodnikom przysługuje challenge, który w krótkiej chwili rozwiewa wątpliwości, czy piłka trafiła w linię czy wyszła na aut. Z tego rozwiązania korzysta się także w zapasach. Myślę, że wprowadzenie go w świat piłki nożnej, uczyniłby ją sprawiedliwszą. Wszak oko ludzkie bywa zawodne, w przeciwieństwie do zimnego obiektywu kamery. Nie uważam też, że monitoring wpłynąłby negatywnie na widowiskowość samego meczu. Wręcz przeciwnie, skutecznie wyeliminowano by wówczas boiskowe spekulacje, które z kolei znajdują swoje ujście w naciskach na arbitrach.

Dziś można przypuszczać, jak zakończyłby się pojedynek Hoffenheim z Bayerem, jeśli Felix Brych nie uznałby bramki Kiesslinga. Czy Argentyna wygrałby piłkarskie mistrzostwa świata w 1986 roku w Meksyku, gdyby nie cudowna „ręka Boga” Diego Maradony w ćwierćfinałowym starciu z Anglią? Albo też, czy Niemcy zdołaliby wyrzucić za burtę mundialu w 2010 roku w RPA „Synów Albionu”, w przypadku zaliczenia prawidłowo zdobytego gola Franka Lamparda, którego jednak nie dopatrzył się wówczas arbiter Jorge Larrionda?

W perspektywie zbliżających się wielkimi krokami finałów mistrzostw świata w Brazylii, dyskusja na temat wprowadzenia technologicznych innowacji, które mogłyby znaleźć zastosowanie w świecie futbolu, nabiera nowego sensu. Dziś kolejny argument „za” wniósł incydent w Sinsheim. Nie tak dawno debatowano z kolei nad umieszczeniem w piłce odpowiedniego chipu, który zsynchronizowany z komputerem, mógłby rozstrzygać, czy futbolówka całym obwodem przekroczyła linię bramkową. Rozmowy trwają, ja zaś czekam na konkretne działania ze strony zarówno europejskiej, jak i światowej federacji piłkarskiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz