Znamy już
wszystkie zespoły, które wiosną zagrają w 1/8 piłkarskiej Ligi Mistrzów.
Zawodnikom pozostaje teraz na najbliższy czas skupić się na rozgrywkach
krajowych – lidze oraz pucharach. Kibicom zaś, oglądanie powtórek, skrótów, a
także oczekiwanie na nadejście lutego, miesiąca, w którym karuzela Champions
League ruszy na nowo. Zanim jednak to nastąpi, zapraszam do lektury relacji ze
środowych spotkań.
Przeglądając
tabele przed decydującymi starciami, najciekawiej zapowiadała się rywalizacja w
grupie F, w której o awans do dalszych gier walczyły zespoły Napoli i Borussi
Dortmund. Neapolitańczycy podejmowali u siebie lidera, fantastycznie
grającą drużynę Arsenalu, która z racji zapewnienia sobie miejsca w 1/8
przed 2 tygodniami, walczyła już tylko o rozstawienie w losowaniu.
Foto: uefa.com
|
Spotkanie na
gorącym stadionie Św. Pawła od początku toczone było w szybkim tempie.
Gospodarze, nie zamierzali oddawać swojego losu przypadkowi, dlatego niemal od
razu po pierwszym gwizdku, solidnie wzięli się do pracy, raz za razem atakując
bramkę Wojciecha Szczęsnego. Próbowali zwłaszcza Goran Pandev i Gonzalo
Higuain. Sporo zamieszania w szeregach „Kanonierów” robili także Jose Callejon,
a także Dries Mertens. Podopieczni Arsene’a Wengera nie mając presji
zwycięstwa, skupili się głównie na neutralizacji ofensywnych poczynań Włochów,
dokładając do tego szybkie kontry, w których ochotę do gry przejawiali
zwłaszcza Mesut Özil, Santi Cazorla oraz Olivier Giroud. Mimo to, w pierwszej
połowie, kibice zgromadzeni na obiekcie Napoli, bramek się nie doczekali. Wynik
meczu otworzył dopiero w 73 minucie Gonzalo Higuain. Zwietrzywszy doskonałą
okazję zespół Waltera Mazzarri’ego, znając zapewne korzystne wówczas wieści
z Marsylii, jeszcze mocniej podkręcili tempo. Zwieńczeniem ich starań była
bramka na 2:0, którą w doliczonym czasie gry strzelił aktywny tego
wieczora Jose Callejon. Niestety trafienie byłego zawodnika Realu Madryt
okazało się pożegnalnym golem Neapolitańczyków w tej edycji Ligi Mistrzów.
Foto: uefa.com
|
Ich marzenia o
awansie do kolejnej rundy przekreślił bowiem w 87 minucie meczu w Marsylii
Kevin Grosskreutz, który szczęśliwym strzałem z 16 metrów pokonał Steve’a
Mandandę. Trzeba jednak powiedzieć otwarcie, że wynik 1:2 dla podopiecznych
Jürgena Kloppa to najmniejszy wymiar kary, jaki mógł spotkać środowego wieczora
Francuzów. Borussia dominowała na boisku przez całe spotkanie. W ich ataki,
poza bramkarzem zaangażowany był niemal cały zespół. Miejscami odnosiłem nawet wrażenie,
że oglądam gierkę treningową, podczas której Lewandowski i spółka grają w dziada
z bezradną ekipą Elie Baup’a. Wicemistrz Niemiec z ubiegłego sezonu pokazał tym
samym, że potrafi wygrywać z nożem na gardle. Dzięki zwycięstwu we Francji
i jednoczesnej przegranej Arsenalu, piłkarze BVB zajęli ostatecznie 1 miejsce
w grupie F. Grupie, w której dodajmy, 3 drużyny uzbierały po 12 punktów, a o wyjściu
z niej zadecydowały różnice w strzelonych golach.
Foto: uefa.com |
Ogromnych
emocji dostarczył także przełożony mecz Galatasaray’u z Juventusem. Po raz
kolejny jednak to nie poziom widowiskowej gry mną wstrząsnął, a ponownie stan
boiska. Po niezrozumiałej decyzji odnośnie przesunięcia spotkania z wtorku na
środę (o której pisałem tutaj), miałem nadzieję, że następnego dnia zobaczę solidnie przygotowaną
murawę, na której zawodnicy jednej i drugiej drużyny zaprezentują pełnię swoich
umiejętności. Okazało się, że „zamienił stryjek siekierkę na kijek”, bo płyta
stadionu wyglądała gorzej niż poprzednio. Śnieg co prawda zniknął, ale jego
miejsce zajęły ogromne kałuże i błoto, w którym, może za wyjątkiem boków, praktycznie
nie było mowy o grze. Prawdziwy dramat panował w okolicach środka pola,
które wyglądało, jakby przed momentem, przejechał po nim ciągnik, pozostawiając
po sobie wyraźne płaty ziemi. W perspektywy telewizora starcie na Türk Telekom
Arena przypominało bardziej rozgrywki piłki błotnej aniżeli pojedynek Ligi
Mistrzów.
Jestem
zdziwiony, w jak lekceważący sposób organizatorzy podeszli do przygotowania
płyty boiska na jedno z kluczowych spotkań drużyny. Mając kilkanaście godzin na
stworzenie zawodnikom odpowiednich warunków do gry, jedynie im zaszkodzono. Nie
wierzę, że niewykonalnym zadaniem było zatrudnienie kilkudziesięciu osób, które
uzbrojone w szerokie szczotki, skutecznie wymiotłyby śnieg za boczną linię
boiska. Poprzedniego dnia w nieporównywalnie krótszym czasie udało się
doprowadzić do stanu używalności jedno pole karne. W środę, murawa obiektu
mistrza Turcji, w porównaniu z tą obecną na stadionie poznańskiego Lecha, na
który narzeka ostatnio coraz więcej entuzjastów rodzimej Ekstraklasy, wyglądała
jak duży Fiat w zestawieniu z Audi.
Należy przy tym
dodać, że powyższa sytuacja nie zdarzyła się w Stambule po raz pierwszy. W
zeszłym roku na fatalne warunki na Türk Telekom Arena skarżyli się bowiem
gracze rumuńskiego CRF Cluj. Jak więc widać, tureccy włodarze Galatasaray’u,
nie wyciągnęli żadnych wniosków, ponownie skazując nie tylko swój zespół, ale
również drużynę gości, na walkę w realiach dalekich od jakichkolwiek standardów
europejskich. Ostatecznie próbę sił lepiej znieśli gospodarze, którym awans do
kolejnej rundy Ligi Mistrzów zapewnił duet Drogba-Sneijder. Pierwszy wygrał w
polu karnym starcie o górną piłkę, zgrał do Holendra, a ten płaskim strzałem w
długi róg pokonał Gianluigiego Buffona. Podopieczni Roberto Manciniego grają
zatem dalej, mnie jednak pozostał po tym spotkaniu wyraźny niesmak i pytanie,
czemu w obliczu tak skandalicznego stanu boiska w środę, nie zdecydowano się
kontynuować gry dzień wcześniej.
Foto: uefa.com |
Bitwa o 1/8
Champions League rozegrała się także w Mediolanie, gdzie Milan podejmował drużynę
Ajaxu, zmotywowaną wypunktowaniem przed 2 tygodniami samej Barcelony. Zespół Franka
de Boera by zapewnić sobie grę na wiosnę potrzebował zwycięstwa, co zwiastowało
walkę do ostatniej minuty. Dodatkowego smaczku meczowi dodawał fakt, iż
poprzednie spotkanie pomiędzy obiema ekipami, zakończyło się w atmosferze skandalu
związanego z wyrównującym golem z rzutu karnego Mario Balotelliego,
strzelonym w ostatnich sekundach pojedynku.
Tym razem decydująca
na przebieg gry okazała się czerwona kartka dla Riccardo Montolivo, którą
pomocnik „Rossonerich” otrzymał w 22 minucie za bezmyślny faul na Christianie
Poulsenie. Od tego czasu pojedynek toczył się już praktycznie do jednej bramki.
Goście z Amsterdamu ruszyli do ataku, natomiast gospodarze skupili się na
obronie bezbramkowego wyniku. Ajax’owi nie można było odmówić chęci. Kilka razy
wydawało się nawet, że bramka na wagę awansu wisi w powietrzu, jednak
ostatecznie Lasse Schøne i spółka zdołali jedynie
powybijać szyby w autobusie postawionym przez piłkarzy Milanu, który po
końcowym gwizdku zachował stabilność.
Szansę gry w
następnej rundzie Ligi Mistrzów mieli przed ostatnią kolejką także zawodnicy FC
Porto. Czekało ich natomiast trudne zadanie, mianowicie zatrzymanie na Vicente
Calderon, będących aktualnie na fali piłkarzy Atletico Madryt i nadzieja, że
Zenitowi nie powiedzie się w Austii. Portugalczycy przed startem rozgrywek
rozpatrywani byli, jako główni faworyci do awansu z grupy F. Tymczasem słaba
postawa zespołu, nie tylko w meczach u siebie: remis z Austrią Wiedeń 1:1,
przegrana 0:1 z Zenitem i Atletico 1:2, ale także na wyjeździe: wymęczona
wygrana w 1:0 w Wiedniu i remis w Petersburgu (1:1), sprawiła, że po 5
seriach gier „Smoki” zgromadziły zaledwie 5 punktów.
Spotkanie w
stolicy Hiszpanii również nie rozpoczęło się dla nich dobrze. Zanim jeszcze
piłkarze obydwu drużyn zdążyli się porządnie rozgrzać, na tablicy wyników widniało
już 1:0 dla gospodarzy po golu w 14 minucie Raula Garcii. Okazja do
wyrównania stanu gry przydarzyła się Portugalczykom niecały kwadrans później.
Niestety rzutu karnego nie wykorzystał Josue. Sytuacja ta zemściła się jeszcze
przed przerwą, kiedy swoje 4 trafienie w tej edycji Ligi Mistrzów, zaliczył dla
drużyny Diego Simeone Diego Costa. Po przerwie rezultat nie uległ już zmianie.
Piłkarze Porto starali się oczywiście atakować, jednak w ich gra była zbyt chaotyczna
by zagrozić bramce Thibaut Courtois. Brakowało głównie kreatywności w
rozegraniu i wykończenia z przodu. Obrona również nie stanowiła monolitu. Właściwie
3 ostatnie zarzuty towarzyszyły zespołowi „Smoków” przez całego rozgrywki i
dlatego popisów m.in. Jacksona Martineza i Silvestre’a Vareli w wiosennych
meczach Chamions League już nie zobaczymy. Zamiast tego, kibicom przyjdzie
ekscytować się wyczynami Hulka, Arshavina i ich kolegów, którzy w ostatnim
pojedynku niespodziewanie polegli w Wiedniu z Austrią aż 1:4.
Dalej grają
także piłkarze Schalke, którzy na finiszu grupowych zmagań pokonali u siebie
2:0 ekipę FC Basel. Mecz rozpoczął się zgodnie z oczekiwaniami, od frontalnych
ataków gospodarzy, natomiast dobrze ustawieni Szwajcarzy, skutecznie tonowali
ich ofensywne zapędy. Niepewność w ich szeregach wkradła się dopiero po
czerwonej kartce dla stopera Ivana Ivanova w 31 minucie spotkania. Po raz
pierwszy skapitulowali oni jednak w drugiej połowie po uderzeniu Juliana
Draxlera. Kropkę nad awansem graczy z Gelsenkirchen postawił w 57 minucie Joël
Matip, chociaż bramka nie powinna zostać uznana, gdyż w momencie strzału na pozycji
spalonej znalazło się aż 4 piłkarzy z Zagłębia Ruhry.
Dwa
pozostałe środowe spotkania, mimo, iż dostarczyły niemałych emocji, okazały się
w gruncie rzeczy przewidywalne. Chelsea dowiozła do końcowego gwizdka skromne
1:0 ze Steauą. Barcelona natomiast zgotowała swoim kibicom prawdziwą goleadę,
wygrywając Na Nou Camp aż 6:1 z drużyną Celtic’u. Na szczególne wyróżnienie w
tym meczu zasłużył sobie zwłaszcza Neymar, który popisał się hat-trickiem.
Tym
samym poznaliśmy już wszystkie 16 zespołów, które za 2 miesięce zmierzą się ze
sobą w 1/8 Champions League. Zestaw par wygląda następująco:
Schalke vs. Real Madryt; Manchester
City vs. Barcelona; Olympiakos vs. Manchester United; Milan vs. Atletico; Bayer
vs. PSG, Galatasaray vs. Chelsea; Zenit vs. BVB, Arsenal vs. Bayern.
Nie
ulega zatem wątpliwości, że piłkarska wiosna maluje się w kolorowych barwach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz