wtorek, 17 grudnia 2013

Zabawy piłkarzy Borussi na Lazurowym Wybrzeżu, piłka błotna w Stambule i bezzębne „Smoki” w Madrycie – prolog fazy grupowej Ligi Mistrzów (część II)

Znamy już wszystkie zespoły, które wiosną zagrają w 1/8 piłkarskiej Ligi Mistrzów. Zawodnikom pozostaje teraz na najbliższy czas skupić się na rozgrywkach krajowych – lidze oraz pucharach. Kibicom zaś, oglądanie powtórek, skrótów, a także oczekiwanie na nadejście lutego, miesiąca, w którym karuzela Champions League ruszy na nowo. Zanim jednak to nastąpi, zapraszam do lektury relacji ze środowych spotkań.

Przeglądając tabele przed decydującymi starciami, najciekawiej zapowiadała się rywalizacja w grupie F, w której o awans do dalszych gier walczyły zespoły Napoli i Borussi Dortmund. Neapolitańczycy podejmowali u siebie lidera, fantastycznie grającą drużynę Arsenalu, która z racji zapewnienia sobie miejsca w 1/8 przed 2 tygodniami, walczyła już tylko o rozstawienie w losowaniu.

Foto: uefa.com

Spotkanie na gorącym stadionie Św. Pawła od początku toczone było w szybkim tempie. Gospodarze, nie zamierzali oddawać swojego losu przypadkowi, dlatego niemal od razu po pierwszym gwizdku, solidnie wzięli się do pracy, raz za razem atakując bramkę Wojciecha Szczęsnego. Próbowali zwłaszcza Goran Pandev i Gonzalo Higuain. Sporo zamieszania w szeregach „Kanonierów” robili także Jose Callejon, a także Dries Mertens. Podopieczni Arsene’a Wengera nie mając presji zwycięstwa, skupili się głównie na neutralizacji ofensywnych poczynań Włochów, dokładając do tego szybkie kontry, w których ochotę do gry przejawiali zwłaszcza Mesut Özil, Santi Cazorla oraz Olivier Giroud. Mimo to, w pierwszej połowie, kibice zgromadzeni na obiekcie Napoli, bramek się nie doczekali. Wynik meczu otworzył dopiero w 73 minucie Gonzalo Higuain. Zwietrzywszy doskonałą okazję zespół Waltera Mazzarri’ego, znając zapewne korzystne wówczas wieści z Marsylii, jeszcze mocniej podkręcili tempo. Zwieńczeniem ich starań była bramka na 2:0, którą w doliczonym czasie gry strzelił aktywny tego wieczora Jose Callejon. Niestety trafienie byłego zawodnika Realu Madryt okazało się pożegnalnym golem Neapolitańczyków w tej edycji Ligi Mistrzów.

Foto: uefa.com

Ich marzenia o awansie do kolejnej rundy przekreślił bowiem w 87 minucie meczu w Marsylii Kevin Grosskreutz, który szczęśliwym strzałem z 16 metrów pokonał Steve’a Mandandę. Trzeba jednak powiedzieć otwarcie, że wynik 1:2 dla podopiecznych Jürgena Kloppa to najmniejszy wymiar kary, jaki mógł spotkać środowego wieczora Francuzów. Borussia dominowała na boisku przez całe spotkanie. W ich ataki, poza bramkarzem zaangażowany był niemal cały zespół. Miejscami odnosiłem nawet wrażenie, że oglądam gierkę treningową, podczas której Lewandowski i spółka grają w dziada z bezradną ekipą Elie Baup’a. Wicemistrz Niemiec z ubiegłego sezonu pokazał tym samym, że potrafi wygrywać z nożem na gardle. Dzięki zwycięstwu we Francji i jednoczesnej przegranej Arsenalu, piłkarze BVB zajęli ostatecznie 1 miejsce w grupie F. Grupie, w której dodajmy, 3 drużyny uzbierały po 12 punktów, a o wyjściu z niej zadecydowały różnice w strzelonych golach.
  
Foto: uefa.com


 Ogromnych emocji dostarczył także przełożony mecz Galatasaray’u z Juventusem. Po raz kolejny jednak to nie poziom widowiskowej gry mną wstrząsnął, a ponownie stan boiska. Po niezrozumiałej decyzji odnośnie przesunięcia spotkania z wtorku na środę (o której pisałem tutaj), miałem nadzieję, że następnego dnia zobaczę solidnie przygotowaną murawę, na której zawodnicy jednej i drugiej drużyny zaprezentują pełnię swoich umiejętności. Okazało się, że „zamienił stryjek siekierkę na kijek”, bo płyta stadionu wyglądała gorzej niż poprzednio. Śnieg co prawda zniknął, ale jego miejsce zajęły ogromne kałuże i błoto, w którym, może za wyjątkiem boków, praktycznie nie było mowy o grze. Prawdziwy dramat panował w okolicach środka pola, które wyglądało, jakby przed momentem, przejechał po nim ciągnik, pozostawiając po sobie wyraźne płaty ziemi. W perspektywy telewizora starcie na Türk Telekom Arena przypominało bardziej rozgrywki piłki błotnej aniżeli pojedynek Ligi Mistrzów.

Jestem zdziwiony, w jak lekceważący sposób organizatorzy podeszli do przygotowania płyty boiska na jedno z kluczowych spotkań drużyny. Mając kilkanaście godzin na stworzenie zawodnikom odpowiednich warunków do gry, jedynie im zaszkodzono. Nie wierzę, że niewykonalnym zadaniem było zatrudnienie kilkudziesięciu osób, które uzbrojone w szerokie szczotki, skutecznie wymiotłyby śnieg za boczną linię boiska. Poprzedniego dnia w nieporównywalnie krótszym czasie udało się doprowadzić do stanu używalności jedno pole karne. W środę, murawa obiektu mistrza Turcji, w porównaniu z tą obecną na stadionie poznańskiego Lecha, na który narzeka ostatnio coraz więcej entuzjastów rodzimej Ekstraklasy, wyglądała jak duży Fiat w zestawieniu z Audi.

Należy przy tym dodać, że powyższa sytuacja nie zdarzyła się w Stambule po raz pierwszy. W zeszłym roku na fatalne warunki na Türk Telekom Arena skarżyli się bowiem gracze rumuńskiego CRF Cluj. Jak więc widać, tureccy włodarze Galatasaray’u, nie wyciągnęli żadnych wniosków, ponownie skazując nie tylko swój zespół, ale również drużynę gości, na walkę w realiach dalekich od jakichkolwiek standardów europejskich. Ostatecznie próbę sił lepiej znieśli gospodarze, którym awans do kolejnej rundy Ligi Mistrzów zapewnił duet Drogba-Sneijder. Pierwszy wygrał w polu karnym starcie o górną piłkę, zgrał do Holendra, a ten płaskim strzałem w długi róg pokonał Gianluigiego Buffona. Podopieczni Roberto Manciniego grają zatem dalej, mnie jednak pozostał po tym spotkaniu wyraźny niesmak i pytanie, czemu w obliczu tak skandalicznego stanu boiska w środę, nie zdecydowano się kontynuować gry dzień wcześniej.
  
Foto: uefa.com

 Bitwa o 1/8 Champions League rozegrała się także w Mediolanie, gdzie Milan podejmował drużynę Ajaxu, zmotywowaną wypunktowaniem przed 2 tygodniami samej Barcelony. Zespół Franka de Boera by zapewnić sobie grę na wiosnę potrzebował zwycięstwa, co zwiastowało walkę do ostatniej minuty. Dodatkowego smaczku meczowi dodawał fakt, iż poprzednie spotkanie pomiędzy obiema ekipami, zakończyło się w atmosferze skandalu związanego z wyrównującym golem z rzutu karnego Mario Balotelliego, strzelonym w ostatnich sekundach pojedynku.

Tym razem decydująca na przebieg gry okazała się czerwona kartka dla Riccardo Montolivo, którą pomocnik „Rossonerich” otrzymał w 22 minucie za bezmyślny faul na Christianie Poulsenie. Od tego czasu pojedynek toczył się już praktycznie do jednej bramki. Goście z Amsterdamu ruszyli do ataku, natomiast gospodarze skupili się na obronie bezbramkowego wyniku. Ajax’owi nie można było odmówić chęci. Kilka razy wydawało się nawet, że bramka na wagę awansu wisi w powietrzu, jednak ostatecznie Lasse Schøne i spółka zdołali jedynie powybijać szyby w autobusie postawionym przez piłkarzy Milanu, który po końcowym gwizdku zachował stabilność.
 
Foto: uefa.com


 Szansę gry w następnej rundzie Ligi Mistrzów mieli przed ostatnią kolejką także zawodnicy FC Porto. Czekało ich natomiast trudne zadanie, mianowicie zatrzymanie na Vicente Calderon, będących aktualnie na fali piłkarzy Atletico Madryt i nadzieja, że Zenitowi nie powiedzie się w Austii. Portugalczycy przed startem rozgrywek rozpatrywani byli, jako główni faworyci do awansu z grupy F. Tymczasem słaba postawa zespołu, nie tylko w meczach u siebie: remis z Austrią Wiedeń 1:1, przegrana 0:1 z Zenitem i Atletico 1:2, ale także na wyjeździe: wymęczona wygrana w 1:0 w Wiedniu i remis w Petersburgu (1:1), sprawiła, że po 5 seriach gier „Smoki” zgromadziły zaledwie 5 punktów.

 Spotkanie w stolicy Hiszpanii również nie rozpoczęło się dla nich dobrze. Zanim jeszcze piłkarze obydwu drużyn zdążyli się porządnie rozgrzać, na tablicy wyników widniało już 1:0 dla gospodarzy po golu w 14 minucie Raula Garcii. Okazja do wyrównania stanu gry przydarzyła się Portugalczykom niecały kwadrans później. Niestety rzutu karnego nie wykorzystał Josue. Sytuacja ta zemściła się jeszcze przed przerwą, kiedy swoje 4 trafienie w tej edycji Ligi Mistrzów, zaliczył dla drużyny Diego Simeone Diego Costa. Po przerwie rezultat nie uległ już zmianie. Piłkarze Porto starali się oczywiście atakować, jednak w ich gra była zbyt chaotyczna by zagrozić bramce Thibaut Courtois. Brakowało głównie kreatywności w rozegraniu i wykończenia z przodu. Obrona również nie stanowiła monolitu. Właściwie 3 ostatnie zarzuty towarzyszyły zespołowi „Smoków” przez całego rozgrywki i dlatego popisów m.in. Jacksona Martineza i Silvestre’a Vareli w wiosennych meczach Chamions League już nie zobaczymy. Zamiast tego, kibicom przyjdzie ekscytować się wyczynami Hulka, Arshavina i ich kolegów, którzy w ostatnim pojedynku niespodziewanie polegli w Wiedniu z Austrią aż 1:4.
 
Foto: uefa.com

Dalej grają także piłkarze Schalke, którzy na finiszu grupowych zmagań pokonali u siebie 2:0 ekipę FC Basel. Mecz rozpoczął się zgodnie z oczekiwaniami, od frontalnych ataków gospodarzy, natomiast dobrze ustawieni Szwajcarzy, skutecznie tonowali ich ofensywne zapędy. Niepewność w ich szeregach wkradła się dopiero po czerwonej kartce dla stopera Ivana Ivanova w 31 minucie spotkania. Po raz pierwszy skapitulowali oni jednak w drugiej połowie po uderzeniu Juliana Draxlera. Kropkę nad awansem graczy z Gelsenkirchen postawił w 57 minucie Joël Matip, chociaż bramka nie powinna zostać uznana, gdyż w momencie strzału na pozycji spalonej znalazło się aż 4 piłkarzy z Zagłębia Ruhry.

Dwa pozostałe środowe spotkania, mimo, iż dostarczyły niemałych emocji, okazały się w gruncie rzeczy przewidywalne. Chelsea dowiozła do końcowego gwizdka skromne 1:0 ze Steauą. Barcelona natomiast zgotowała swoim kibicom prawdziwą goleadę, wygrywając Na Nou Camp aż 6:1 z drużyną Celtic’u. Na szczególne wyróżnienie w tym meczu zasłużył sobie zwłaszcza Neymar, który popisał się hat-trickiem.

Tym samym poznaliśmy już wszystkie 16 zespołów, które za 2 miesięce zmierzą się ze sobą w 1/8 Champions League. Zestaw par wygląda następująco:

Schalke vs. Real Madryt; Manchester City vs. Barcelona; Olympiakos vs. Manchester United; Milan vs. Atletico; Bayer vs. PSG, Galatasaray vs. Chelsea; Zenit vs. BVB, Arsenal vs. Bayern.

Nie ulega zatem wątpliwości, że piłkarska wiosna maluje się w kolorowych barwach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz